Dobrymi chęciami piekło jest wybrukowane

W ostatnim czasie gorącym tematem jest sprawa bezpieczeństwa pieszych na przejściach. Znamy już projekt ustawy regulującej na nowo ten problem. Treści w nim zawarte mają tylu przeciwników co zwolenników.

               Pierwsi uważają, że dotychczasowe przepisy są wystarczające, zapewniają dobry balans między prawami i obowiązkami pieszych i kierowców. Drudzy zwracają uwagę na statystyki, w których ilość wypadków z udziałem pieszych jest jedną z najwyższych w Europie (5 miejsce, 75 zabitych na 1 mln mieszkańców). Przywołuje się przykład krajów, w których istnieją podobne zapisy do projektowanych, gdzie liczba potrąceń pieszych na przejściach jest dużo mniejsza.

              Zawsze fascynuje mnie wiara niektórych (zwłaszcza rządzących), że zapisem na papierze można zadekretować poprawę bezpieczeństwa. Znaczy to: ktoś kogoś okradł, to zaostrzyć kary dla złodziei. Ktoś kogoś zgwałcił, to zaostrzyć kary dla gwałcicieli. Takie doraźne działania w rzeczywistości nie poprawiają bezpieczeństwa, tylko samopoczucie pomysłodawców. Wszyscy eksperci powtarzają to samo: nie surowość przepisów czy wysokość kary działa odstraszająco, lecz jej nieuchronność.

              Jak to się ma do ustawy o bezpieczeństwie pieszych? Uważam, że proponowane zapisy nic nie zmienią. Rozsądni i bezpieczni kierowcy nadal będą szanować pieszych, a uliczni bandyci tak samo pędzić bezmyślnie. Dlaczego więc w innych krajach jest dużo bezpieczniej? Bo tam zaczęto troszczyć się o pieszych już kilkadziesiąt lat temu. W takich krajach jak Wielka Brytania, Dania czy Finlandia wprowadzono programy ochrony pieszych już w latach 60-tych i 70-tych. Położono nacisk po pierwsze na poprawę infrastruktury drogowej, zapewniającą pieszym i rowerzystom bezpieczne przebywanie na drodze, po drugie na szeroką kampanię informacyjną na temat prawidłowego zachowania na drodze.

              Uważam, że w Polsce również od tego trzeba zacząć. Bo co z artykułów medialnych dociera do przeciętnego czytelnika? Że teraz pieszy będzie miał BEZWZGLĘDNE pierwszeństwo. Wiele osób uważa, że te przepisy już obowiązują!!! A któż z nas nie widuje na co dzień pieszych wkraczających na pasy bez rozejrzenia się? Również tych wpatrzonych w smartfona? Na youtubie pełno jest filmików pokazujących potrącenie ludzi na pasach. Na pewno prawie zawsze jest to wina (współwina) kierowcy. Ale zwróćmy uwagę, jak często widać na tych filmach, że piesi przed wejściem na jezdnię nie rozejrzeli się, nie zachowali ostrożności. Tu widzę duże pole do poprawy bezpieczeństwa, szeroka kampania edukacyjna, dla pieszych i kierowców. Medialne piętnowanie tylko kierujących, a rozgrzeszanie pieszych uważam za błąd. Wytwarza bowiem w tych drugich mylne przekonanie o ich racji, co osłabia czujność przed wejściem na drogę i często prowadzi do tragedii.

              Nie jestem przeciwnikiem pierwszeństwa pieszych zbliżających się do przejścia (sam od dawna ich w takich sytuacjach przepuszczam), ale uważam, że na dziś nie przyniesie to spodziewanych efektów, a często może prowadzić do dramatu, jeśli pieszy zapamięta, że ma pierwszeństwo, a zapomni, że musi zachować szczególną ostrożność i nie wolno mu wchodzić bezpośrednio przed jadący pojazd (zwłaszcza na oblodzeniu). Uważam, że w celu poprawy bezpieczeństwa na przejściach niezbędna jest właściwa kolejność: najpierw poprawa infrastruktury drogowej i szeroka kampania promująca bezpieczne zachowania przechodniów i kierowców, a potem ewentualnie zmiany w przepisach. Poza tym działania te będą niewystarczające, jeśli nie spowodujemy realnego zmniejszenia prędkości na drogach, zwłaszcza w obszarze zabudowanym. W krajach o niskiej wypadkowości jest ona dużo niższa, ale zwróćmy uwagę, że jest to rezultatem innej kultury drogowej, silniejszej kontroli ruchu drogowego (więcej patroli policji, monitoringu i fotoradarów) oraz wielokrotnie wyższych kar za wykroczenia, nawet za niewielkie przekroczenia prędkości.

              W Polsce na kursach prawa jazdy młodzi adepci sztuki kierowania uczeni są prawidłowych zachowań wobec pieszych i przepisowych prędkości. Coś złego dzieje się potem, po zdaniu egzaminu. Górę bierze zły przykład otoczenia: ojca, brata, starszych kolegów. Dopóki to się nie zmieni, żadne dekrety, zmiany prawa nie zaklną rzeczywistości, nadal będziemy przodować w negatywnych statystykach w Europie.

Infrastruktura wielu dróg, w tym przejść dla pieszych wymaga poprawy. Społeczeństwo wymaga lepszej edukacji. Tu widzę szansę na poprawę bezpieczeństwa. Mimo że problematyka dotyczy rzeczy fundamentalnej, czyli zdrowia i życia obywateli, zauważmy że w dużych stacjach telewizyjnych nie ma żadnego cyklicznego programu edukującego społeczeństwo z przepisów, czy promującego bezpieczne zachowania na drodze. Z życia wiem, że doświadczeni kierowcy nie śledzą zmian w przepisach. Ich znajomość zwykle zatrzymuje się w momencie zdania egzaminu. Nie są w stanie rozwiązać testu na kat. B na poziomie wyższym niż 50-60 pkt.

              Myślę, że taki mądry program w telewizji, prowadzony przez profesjonalistów, przyniósłby więcej pożytku niż najpiękniejsze zdania w ustawie. Bo jak wiadomo dobrymi chęciami jest piekło wybrukowane. Na to powinny iść pieniądze z abonamentu na telewizję publiczną, taka powinna być jej misja. Jeśli rządzący tego nie zrozumieją to będziemy mieć kolejne zmiany w przepisach, samozadowolenie pomysłodawców, a ludzie jak ginęli, tak dalej będą ginąć.

Zbigniew Muszyński