OD MIESZANIA ŁYŻECZKĄ HERBATA NIE ROBI SIĘ SŁODSZA

28 kwietnia na Sejmowej Komisji Infrastruktury została przedstawiona informacja MI na temat projektowanych zmian w systemie szkoleń kandydatów na kierowców w celu podniesienia ich poziomu przygotowania do egzaminu.

Jak zwykle w takich przypadkach, gdy przepisy są tworzone przez teoretyków widzących świat tylko przez ekran komputera, odzew środowiska instruktorskiego można podzielić na trzy grupy:

– tych co się z tego śmieją

– tych co złorzeczą

– tych którym jest wszystko jedno

                Dlaczego nie znalazłem na forach branżowych żadnych zachwytów, chociaż jest to efekt wieloletniej pracy urzędników Ministerstwa?

Odpowiedź jest chyba oczywista, jak w znanym przysłowiu: od mieszania łyżeczką herbata nie robi się słodsza. Celem zmian ma być podniesienie poziomu szkolenia na kursach prawa jazdy. Co proponuje Ministerstwo Infrastruktury?

  1. Plac manewrowy na wyłączność, tak jakby zadania tam wykonywane były najbardziej odpowiedzialne za bezpieczeństwo na drodze. Czyli jeśli firma ma 10 samochodów i jeden „łuk” na placu, to będzie szkolić na wyższym poziomie niż 2 firmy na jednym „łuku”, mające po 2 samochody. Podobnie z salą wykładową. Nie rozumiem dlaczego ma być niższy poziom szkolenia, jeśli w sali wykładowej o 16-tej na przykład są zajęcia z gry w szachy, a o 18-tej z przepisów ruchu drogowego, niż gdy sala jest na wyłączność.
  2. Wzrosnąć mają wymagania co do wykształcenia instruktorów. Reforma Gowina była nieporozumieniem, ale od tego nie wzrośnie poziom szkolenia, bo osoby z ukończonym gimnazjum nie pchały się do tego zawodu.
  3. Zmiana nadzoru. Nic nie zmieni. Jeżeli zamiast pani Kasi przyjedzie do nas uprawniony pan Zdzisio, to od tego instruktorzy i kursanci nie staną się mądrzejsi. I weźmy pod uwagę, że w środowisku wszyscy się znany, więc Zdzisio będzie pod presją.
  4. Przeniesienie egzaminów na instruktorów i egzaminatorów do ITS.

Nic nie zmieni. Nie wiem dlaczego ITS ma mądrzej egzaminować od Ministerstwa. Po prostu prywatna firma zarobi. Trzymamy kciuki .

  • Obowiązkowe warsztaty dla instruktorów techniki jazdy w ODTJ. Wydaje się oczywiste, ale co z rolą tych instruktorów przyszłym procesie szkolenia?
  • Szkolenie kandydatów na instruktorów oraz warsztaty dla instruktorów w WORD.

Na pierwszy rzut oka wygląda to na rzucenie niezłego kąska finansowego dla państwowej firmy. WORDy nieźle zarobią, a w sytuacji monopolisty wystawią dobrą cenę. Zapłacimy my.

  • Kurs rozszerzony z osobą towarzyszącą. ITS i WORDy Mają dostać niezłe kąski do zarobienia dużych pieniędzy. Nam chce się odebrać część tzw. jazd doszkalających, argumentując, że są dość kosztowne. Proponuje się kolejny środek do podniesienia poziomu szkoleń – jazdy z osobą towarzyszącą po skończonym kursie podstawowym. Nie jestem przeciwnikiem tego rozwiązania, ale uważam, że niewiele pozytywnego wniesie. Wszyscy wiemy, jak jeździ większość kierowców na naszych drogach. Ile jest agresji i niekompetencji. I to tym ludziom damy narzędzie do kształtowania postaw młodych kierowców. Skąd pewność, że statystyczny tatuś zna przepisy ruchu drogowego zasady techniki jazdy czy ekonomii jazdy ( a może dopuścić takie osoby do możliwości szkolenia po zdanym egzaminie w WORD? ) To dopiero byłaby heca, gdyby się okazało, że zdawalność jest niższa niż wśród kursantów. Poza tym jest to mnóstwo problemów do rozstrzygnięcia:

– jak powinien być oznaczony i wyposażony taki pojazd (pedały, lusterka, L)

– czyja odpowiedzialność w razie wypadku

– ile tatuś zapłaci za ubezpieczenie samochodu

Kolejny spodziewany problem to aspekt psychologiczny. Czy instruktor na jazdach da z siebie wszystko, jeśli będzie mieć świadomość, że po skończonym kursie tatuś i tak będzie uczył po swojemu, czyli trochę marnując jego pracę. Czy doszkalający tatuś będzie miał świadomość, że odpowiedzialność za efekt zawsze bierze ostatni nauczyciel…i w jaki sposób proponujący takie rozwiązanie określą kto popełnił błąd w szkoleniu, a co za tym idzie czyje umiejętności należy podnieść instruktora czy tatusia?

I na koniec radosna wiadomość, po kilkudziesięciu latach walki będziemy mogli robić to, co większość i tak robi, czyli doszkalać osoby posiadające prawo jazdy. Nigdy na spotkaniach z przedstawicielami Ministerstwa nie mogłem zrozumieć, dlaczego jest taki opór przeciwko tym przepisom i pozostawienie tych szkoleń w szarej strefie.

               Jeśli celem proponowanych zmian jest podniesienie poziomu szkolenia, to ja nie widzę środków do jego osiągnięcia. Ani infrastruktura na wyłączność, trudniejsze egzaminy dla kandydatów na instruktorów, szkolenia przez rodziców czy warsztaty w WORD nie przełożą się nawet trochę na poziom wyszkolenia kursantów czy bezpieczeństwa na drogach. Proponowane rozwiązania idą w kierunku poprawienia sytuacji finansowej ITS i WORD ale dalszego pogorszenia OSK ( zmniejszenie liczby jazd uzupełniających i prawdopodobnie znacząco droższe warsztaty )

Jeśli chcemy mieć wykształconych na dobrym poziomie instruktorów, wykonujących swoją pracę z pasją, działania Ministerstwa powinny iść w odwrotnym kierunku:

znaczącego poprawienia sytuacji finansowej OSK. Przełoży się to na lepsze warunki zatrudnienia instruktorów, co z kolei przyciągnie do zawodu osoby bardziej wartościowe, a co za tym idzie podniesie poziom szkolenia.

               Wszyscy wiemy jak bardzo brakuje na rynku instruktorów. Średnia wieku w zawodzie jest bardzo wysoka. Nie ma naturalnej selekcji, w której lepsi instruktorzy wypierają słabszych.  Nie można zakładać, że jakimiś działaniami pozornymi, ćwierć środkami, można zmienić rzeczywistość.

A może zrobić prosty eksperyment, żeby raz na zawsze przekonać się, czy propozycje zmian są słuszne. Wybierzmy na przykład 10 osób ( autorytetów ) świetnie znających przepisy ( uprawnienia instruktorskie można im przyznać w drodze specustawy w 1 dzień ), dajmy im po 1 placu na wyłączność, sali wykładowej, samochodzie. Niech przejdą warsztaty w najlepszym WORD i pod okiem kamery przeszkolą na przykład po 5 osób z różnych grup wiekowych i społecznych, które nigdy nie interesowały się ruchem na drodze. Niech te osoby wstępnie podejdą do egzaminu u najlepszych egzaminatorów i skonfrontujemy ich wiedzę i umiejętności oraz zdawalność ze średnią krajową. Nie wierzę, że będzie wyższa, bo nie błyskotliwa znajomość paragrafów czy własna infrastruktura decyduje o poziomie wyszkolenia młodego kandydata na kierowcę, ale zaangażowanie i osobowość instruktora. A tego nie nabywa się z książki. Do tego trzeba mieć predyspozycje i poczucie misji. A o misjonarzy coraz trudniej. Młode pokolenie nie chce pracować dla idei lecz dla pieniędzy. Chce zwiedzać świat i realizować swoje marzenia. To kosztuje, dlatego wybierają bardziej płatne zawody. To pozostawiam pod rozwagę wszystkim decydentom.

Zbigniew Muszyński SOSK Warszawa